Wednesday 17 December 2014

sfrustrowana

Sfrustrowana czym? Ano mediami spolecznymi. Nie rozumiem. Nic nie rozumiem. Ludzie lubia naprawde dziwne rzeczy.

Dobrze, nikt nie mowil, ze bedzie latwo, a grunt to sie nie poddawac. Zaczynam kolejnego bloga, tym razem po polsku. Ten tez jest po polsku, ale o nim nikt nie wie, wiec sie nie liczy. Ten blog to tak naprawde tylko moj notatnik. Kiedys bede slawna i nagle okaze sie, ze czyta go pol Polski. Haha. Taki joke. Wywleczony z glowy na sile.

Boli mnie glowa i jestem permanentnie zmeczona. Do wszystkiego sie zmuszam i wszystko jest walka. Bieganie, pisanie, rysowanie. Boje sie dnia, nie lubie niczego, tylko noca czasem odzywam i wtedy wierze, ze moje pomysly sa mozliwe do zrealizowania. Wiecej rzeczy ma sens noca.

Wyjazd do Londynu tez ma sens. Wygladam i czuje sie lepiej w Londynie. Jednoczesnie mam ochote ruszyc sie gdzies czasem. Gdzies, gdzie na przyklad jest taniej i nie trzeba martwic sie o glupie mieszkanie.

Glowa mi puchnie od popelnionych bledow.

Za duzo mam rzeczy. Nagromadzilam wszystkiego, trudno zeby nie, w koncu bylam zakupoholiczka, a to najmniejszy z moich problemow. W koncu moje zycie mialo potoczyc sie zupelnie inaczej. A teraz znowu gdzies mnie niesie. Z drugiej strony, uwielbiam ciuchy. Z trzeciej, nie zaluje niczego. Nie jestesmy najbardziej ekonomicznymi z kreatur. A juz ja nie jestem najbardziej racjonalna maszyna.

I'm blogging my life away.

Monday 15 December 2014

Bezsenne noce, senne dnie

Dzialam cyklami. Nezmiernie trudno jest mi wyksztalcic w sobie dobre nawyki, ktore trwalyby dlugo. Moze to moja natura, moze blad w systemie, moze wada charakteru, dobra wymowka, a moze to maybelline. Rzucam sie na temat z pasja, pozeram go, eksploruje, zeby pozniej porzucic i zajac sie czyms innym. I tak w kolko, powtarzaja sie te same zainteresowania. Dla mnie to jeden i ten sam swiat. Sztuki wspieraja sie nawzajem i nigdy nie widzialam w tym sprzecznosci. Rysunek, taniec, pisanie, fotografia, moda, inspiruja sie wzajemnie. Wiec dlaczego by nie.

Hustawki nastrojow osiagnely juz chyba swoj szczyt. Jestem w stanie obudzic sie z placzem, zeby pozniej przezywac napad kreatywnosci, ktory przechodzi z powrotem w placz, ciekawosc, niepokoj, atak paniki, entuzjazm, bez wplywow zewnetrznych. Moglabym siedziec caly dzien w jednym miejscu i obserwowac uczucia jak fale, ktore przychodza i odchodza. Chyba na tym polega istota medytacji.

Wydaje mi sie, ze rowniez im bardziej poznaje mechanizmy obronne mojego umyslu, tym bardziej on wzbrania sie i szuka nowych metod, wcale nie chce byc rozpoznany, wolalby siedziec w swoim ciepelku, w strefie komfortu. Jednak z wiedza przychodzi pewna odpowiedzialnosc i coraz trudniej jest sie samemu oszukiwac. Umysl panikuje i zapedzony w kozi rog broni sie jak moze. Szuka wymowek, ale z czasem jest to coraz bardziej zalosne.

Prawie, jakbym bronila sie przed sama soba.

Wiem, ze jeszcze daleka droga, zanim przestane zupelnie przejmowac sie tym, co mysla inni. Nie bylam swiadoma, jak wielka moc maja nade mna. Dobrze, ze zwykle sami nie zdaja sobie z tego sprawy.

Trudno mi widziec sens zycia przez caly jeden dzien. Codziennie mysle o smierci i samobojstwie jako wentylu bezpieczenstwa. W jakis dziwny sposob przynosi to ulge. Bo skoro jest to mozliwe, to mozliwym jest rowniez nie bac sie. Skoro moge zniknac w kazdej chwili, to moge takze odwazyc sie na szczescie. Moge zrobic wszystko, by je zdobyc. Moge umrzec ze wstydu.

Czasem mysle, jak niebezbiecznie jest mieszkac w miescie, w ktorym jest metro.

Sa takie chwile, gdy mysle, ze rozumiem wiecej. Czuje silniej, Jakbym miala jakis inny zmysl, jeszcze bardziej inny niz ten szosty. Trudno mi o tym mowic. To ten klimat, atmosfera, jakby zapach powietrza i kolorow. Jakbym dotykala czegos prawdziwego. Rozpoznaje czasem teksture wiatru. Jakby Bog usmiechal sie do mnie. Wait, what? Nie, nie wierze w boga. Ale w tych chwilach mysle, jak latwo i wygodnie byloby wierzyc. Ale to jest zbyt prawdziwe, by bylo fantazja zleknionego umyslu.

Tylko tak trudno o tym mowic. Chyba moja nawieksza ambicja jest przekazac to przez moja sztuke. Bez slow. Albo pomiedzy slowami.

To zwykle przychodzi nad ranem.
Wczesna wiosna.
Zima.
Czasem poznym latem.

Moze jest cos fascynujacego w metamorfozach natury.

To jest w zapachu starych ksiazek.
We wspomnieniach
I w tym miodowym swietle padajacym na nagrobki poprzez zielone jeszcze liscie drzew, ale cos juz kaze Ci myslec o jesieni.

To jest w starych nakrecanych zabawkach.
W podlodze w czarno biala szachownice.
W pawim piorze
i w Bytomiu.

Tesknie za czyms, czego nie moge nazwac.
Jakby aniol zapomnial posypac mnie zlotym pylem. Tak, bym zapomniala skad pochodze.

Czy to kawa, czy ispiracja? Atak paniki czy kreatywnosc.
W jednej chwili chce zmieniac swiat. Ale swiat jest straszny, czasem lepiej zostac w lozku.
Prokrastynacja na milion sposobow.

I feel insane but it smells like home.
I've been born to feel more.

I might as well stay. If I can always go away. For good.
I might stop being afraid. Before my dreams will dry and decay.

Chyba najgorzej byloby byc oskarzonym o bycie pretensjonalnym, kiedy jest sie szczerym do szpiku kosci.

Czasem mysle, ze trzeba sie oczyscic. Pic sok ze szpinaku i uprawiac joge. Czasem mysle, ze tyle wielkiej sztuki nigdy nie ujrzaloby swiatla dziennego, gdyby nie alkohol i narkotyki.
To chyba konflikt pomiedzy wartosciami wpojonymi przez matke, a wlasnym doswiadczeniem.

Moje zycie to jedna wielka niekonczaca sie introspekcja. Musialam zostac artysta lub szalencem. Dlaczego wyszlam akurat taka? Zabawne, w jakis sposob jestesmy skazani na bycie " soba".

Gdy slysze smieciarke, to wiem, ze duchy ida spac. I czasem tesknie za nimi, lub mysle o nich w srodku dnia, gdy zakrywam twarz maska normalnosci.

Jedynym ratunkiem jest nie przestawac. Raz sie zapomne i juz wszystko zapominam. Ale jednoczesnie tworze w strachu, ze ten kontakt zaraz sie urwie, ze peknie jak banka mydlana.

Saturday 6 December 2014

Codziennik niecodzienny

Wyglada na to, ze pisanie codziennie jest niemozliwe. Bylam przekonana, ze te kilka zdan mnie nie przerosnie, w koncu mam ambicje napisania ksiazki w tydzien. Wartosciowej ksiazki. A jednak! Dni mijaja nie wiadomo kiedy, czas ucieka, robie sie stara i brzydka i w ogole czas umierac.

Internet dziala glownie wtedy, gdy nie patrze na komputer. Zaczynam wierzyc, ze moj wzrok rozprasza fale magnetyczne, czy cos w ten desen.

Wkurwia mnie to niemilosiernie. Jest to tylko jedna kropla w oceanie rzeczy, ktore mnie wkurwiaja. Lub, mowiac grzeczniej, wyprowadzaja z rownowagi. Ale mialo byc bez cenzury, to i jest.

Blogosfera nie daje mi spac. Social media mnie przytlaczaja.
Mam jakies siedem pomyslow na blogi i kanaly youtubowe. Teraz musza tylko powstac.
Ozyjcie, pomysly!
Czasem mysle, ze jestem raczej stworzona do dyrygowania ekipa. Nic mnie tak nie interesuje jak ludzie, uczucia, sukces. No nie, w sumie interesuja mnie wiele rzeczy.

No i co, powinnam poprowadzic kazdy z tych pomyslow i zobaczyc, co dalej? Chyba nie zaszkodzi.

Obudzil mnie pan od przeciekow, pukajacy w drzwi. Jezu, piec budzikow, a ja uparcie spie. Za to wsciekle pukanie do drzwi jest tak niesamowicie denerwujace, ze nie ma wyjscia. Wtaje i otwieram. Pan przyszedl, pokiwal glowa, wyszedl. A ja zostalam sama z grzybem na scianie.

Jaki jest cel mojego tu pisania? Cos w ramach literackiego oczyszczenia, oddzielenia plewow od ziaren, chwastow, grzybow, jak to tam bylo. You get the point. Nie? No to wyjasniam. Cos na zasadzie literackiej rozgrzewki. Pisanie prosto z glowy, zeby oczyscic sie z myslotoku, wymiesc katy umyslu. Tak, by zostalo to, co najistotniejsze. Naoliwienie stawow. Cwiczenie palcow i nadgarstkow.
Przezyszczenie jelita myslowego. Wygaduje sie o pierdolach tak, by poswiecic najlepsze kawalki waznym projektom.

Brakuje mi felietonu, zawsze lubilam felieton.
Moje zycie to pisanie list i prokrastynacja.

List, nie listow.

Siedze tu w Paryzu, piekne miasto i troche mi szkoda, ze nie potrafilam skorzystac wystarczajaco z tego wspanialego miejsca. I moze dlatego, jeszcze tu slecze, bo nie che potem zalowac, tesknic. I tak bede, na pewno. Tak, jak teraz tesknie do Krakowa, do Warszawy.

Tesknie, cale zycie. I nie wiem gdzie to wszystko ucieka, staram sie korzystac z zycia, ale mam jakis taki niedosyt. Niedosyt doswiadczenia. Chcialabym miec lepsza jakosc zycia. Probowac rzeczy, potraw, muzyki, kultury, smakowac kazdy dzien. Niech kazdy dzien bedzie uroczysty, piekny. I tak juz dwadziescia pinc lat. I prawie pol.

Do dupy z tym wszystkim, zycie sie zawsze toczy gdzie indziej.

Monday 1 December 2014

Grzyb. Jaka piekna metafora.

Znowu mam kilka pomyslow i nie potrafie skupic sie na jednym. Mam ogromna potrzebe porzadku i wyraznego glosu w mediach, rozpoznaje z latwoscia dobry branding i sprawia mi to ogromna przyjemnosc, uwielbiam patrzec na dobrze poprowadzone start-up-y, ale sama mam problem z podjeciem decyzji. Zawsze interesowalo mnie wszystko. No, moze nie wszystko, ale powiedzmy, ze uchodzilam za ciekawa swiata. Bo jak tu nie byc ciekawym? To jakas wielka farsa.

Zastanawialam sie kiedys, jako dziewczynka, gdzie bym byla, gdyby mnie nie bylo. Jak by to bylo nie byc. Albo czy czerwony jest czerwony dla Ciebie tak samo jak dla mnie. Dziecko o takiej wrazliwosci nie moze miec latwego zycia.

I czasem tak sobie mysle, ze moze gdzies zostalo to wszystko zle poprowadzone. Oczywiscie wiem, co zasialo w moim zyciu najwieksze zniszczenie i jakos mi zal. Czuje sie oszukana. Czasem staje sie cyniczna i zgryzliwa, ale wcale nie chce, chce z powrotem to dziecko, ktorym bylam. Chce tej samej dobroci i wrazliwosci.

Trudno mi byc nim i chronic jednoczesnie.

Tesknie za Polska i pytanie, czy to za Polska tesknie, czy za przeszloscia. Czy to nie jest tak, ze staram sie cofnac czas, naprawic zle decyzje, udawac, ze mam szesc lat mniej? Chce jeszcze cos w zyciu osiagnac. Nie potrafie wybrac, potrzebuje tego wszystkiego. I tanca, i pisania, i filmu, i teatru. Sztuki. Mody. Fotografii. To wszystko jest dla mnie jednym swiatem.

Nie jest prosto czuc wszystko, widziec za duzo, myslec tak wiele. "za duzo myslisz", mowili ludzie. No, ale co, przepraszam, mam sie czuc winna, ze tak zostalam skonstruowana? Przeciez ja dobrze wiem, ze dla dobra naszego warto jest nie dzielic wlosa na czworo, nie rozkminiac wszystkiego, nie siedziec i uzalac sie nad nieskonczonoscia kosmosu, ale tak po prostu - wylaczyc myslenie? Przestac byc, kim sie jest? No sorry.

Jedna rzecz, ktora bardzo chetnie bym wylaczyla, jest zastanawianie sie, co inni pomysla. To jak najbardziej. Chcialaym po prostu isc sobie przez zycie realizujac swoje plany i projekty, bez presji. No bo czy to nie ona mnie powstrzymuje?

Czasem siedze nad jakims projektem jak sparalizowana. Potrafie tak siedziec godzinami lub wymyslac rozne rzeczy, zeby akurat nie robic tego, co powinnam. Cale moje zycie to prokrastynacja.

W moim domu zalegl sie grzyb. Chce uciekac.


Sunday 30 November 2014

Chora na melancholie

Witam serdecznie, oto blog. Blog mysli prosto z glowy, swiezej, nieskalanej. Cos w rodzaju notatnika podswiadomosci. Cos, co powinnam byla robic od kiedy nauczylam sie pisac. Bez cenzury, jak dusza moja na stole operacyjnym. Tak moze jest najlepiej. Pisac o wszystkim, uchwycic glosy w mojej glowie. Gdybym tylko mogla miec w umysle funkcje nagrywania. Byc moze wszystkie te mysli sa gdzies zapisane i kiedys ktos znajdzie metode, by wyjac z mozgu twardy dysk i odtworzyc na ipodzie dialog wewnetrzny calego naszego zycia. To musi gdzies byc, prawda? Przeciez tyle pamietamy.

I gdyby zdjecia mozna bylo robic mrugnieciem oczu. Pewnie jestem nie na biezaco i cos takiego juz powstaje.

Moje zycie odmierzane jest kolejnymi kubkami z kawa. Lub herbata. Kreatywnosc w plynie. Jakbym dolewala sobie duszy, ktora ucieka jakims lufcikiem.

Czuje sie bardzo stara. Niezbyt jeszcze madra, ale juz stara. Czuje, ze moje mysli pachna starym obrusem i melancholia. Bardzo chcialabym wiedziec, jaki to jest zapach melancholii

Ciezko mi. Nigdy nie wiem, ktory demon obudzi sie wraz ze mna nastepnego dnia. problemy psychiczne wydaja sie rzecza tak powszechna w dzisiejszych czasach, ze nie czuje sie juz blogo usprawiedliwiona z nierobienia waznych rzeczy.

Gdy mialam piec lat, wiedzialam, ze napisze ksiazke. 20 lat pozniej, ksiazki ciagle nie ma. W miedzyczasie przytrafilo mi sie zycie. Nazywam to zbieraniem materialu na ksiazke.

Mieszkalam w czterech krajach. Czasem chcialabym zniknac i zaczac wszystko od nowa, w zupelnie innym miejscu. Ale o ile mozna uciec od ludzi, kraju, kultury, nie mozna uciec od samego siebie i lekcji, ktore musimy przerobic dla wlasnego samorozwoju.

Chcialabym, zeby ludzie wiedzieli, kim jestem. Chcialabym, zeby moje bledy i doswiadczenia inspirowaly innych, zeby dzieki mojej wiedzy inni stawali sie w jakis sposob lepsi. Chcialabym moc zaopiekowac sie moja rodzina i moze znalezc w koncu kogos, z kim moglabym dzielic piekno swiata.

Kocham Paryz. Francuzow mniej. Piekno, sztuka, historia, ale nie, nie, na co dzien to wcale nie tak wyglada. Brud, bylejakosc, brak kultury i jakies nerwowe napiecie. Potrzebuje zmiany, ale wiem, ze jeszcze zatesknie. Troche inaczej juz podchodze do zmian, to juz nie ten wiek, chce czegos wiecej, chce budowac, nie tylko doswiadczac i obserwowac. Boje sie sromotnej kleski. Zawsze sie balam.

Kocham Londyn. Tam wszystko tak pedzi, motywacje czuje sie w powietrzu. I chmury takie inne i deszcz niestraszny. Chocby nie wiem jak by pizgalo, Londyn daje mi wiecej nadziei niz Paryz. Maja tez ladniejsze swiatelka na swieta.

A czasem sobie mysle, jak bardzo kocham te moja Polske. Nigdy nie ucieklam, to byl wybor. Tylko, ze teraz, jakbym miala wracac, chcialabym wrocic z tarcza, nie jak zdechle truchlo na tarczy. Nie wiem, czy bylabym w stanie zaczynac od zera w mojej kochanej ojczyznie. Gdziekolwiek na swiecie bylam, nigdzie nie pachnialo, jak u mojej babci w kuchni.

I szkoda, ze wszystko musi kiedys przeminac. Wygodnie byloby wierzyc, ze kazdy ma swoje niebo. I moim niebem byloby dziecinstwo. Przepelnione marzeniami, natchnione wyobraznia, pachnace i kolorowe.